W końcu nadszedł nasz wielki wakacyjno-weselny wyjazd!
Rezerwując bilety, daliśmy sobie kilka dni na organizację dostawców i formalności, tak, żeby wszystko było gotowe, zanim pojawią się pierwsi goście, z których większość lądowała na Maderze 3 dni przed wielkim dniem.
Co było pierwszą rzeczą po dotarciu do Funchal i zrzuceniu walizek…? Wszamanie dwóch talerzy przepysznych i długo wyczekiwanych Lapas wraz z chlebkiem czosnkowym Bolo do Caco! (zdj.)
Potem spotkaliśmy się z wiolonczelistką, hotelem, ciastkarnią, kupiliśmy prezenty dla gości (buteleczki wina Madera oraz mały kawałek regionalnego ciasta miodowego Bolo do Mel) oraz pojechaliśmy załatwić formalności w urzędzie stanu cywilnego. Wszystko było pod kontrolą, więc mieliśmy kilka dni na to, by spędzić czas z bliskimi.
Warto wspomnieć, że większość przyjezdnych par nie zajmuje się takimi sprawami, a oddelegowuje to ślubnej konsultantce, jako że jest to wliczone w cenę jej usług. My jednak znaliśmy już język portugalski i Maderę, więc częścią spraw zajęliśmy się sami. Nie jest to jednak normą, a wiele par konsultuje to wszytko mailowo/telefonicznie oraz przylatuje na wyspę, podczas gdy wszystko jest już zorganizowane przez konsultantkę.
Środa była bardzo wyczekiwanym dla mnie dniem.. Prawie tak bardzo jak dzień samego ślubu. Tak się złożyło, że w ciągu kilku rodzin, z różnych stron świata przylatywała w tym samym czasie duża grupa najbliższych mi osób. Pierwszymi krewnymi odebranymi z lotniska była kuzynka z Londynu, wraz z mężem i córką. Kilka godzin po nich, dołączyła też do nas przyjaciółka i świadkowa Anna z RPA, a zaraz potem lądowała moja najbliższa rodzina z Polski – brat, rodzice, oraz 8-letnia siostrzenica, która chyba najbardziej ze wszystkiego podekscytowana była pierwszym lotem samolotem.
W czwartek przed weselem wybraliśmy się wszyscy razem na rejs katamaranem i oglądanie delfinów. Wspaniała przygoda, wspaniała pogoda, wspaniałe momenty spędzone z najukochańszymi osobami- wiedząc, że nie w takim samym gronie nie powtórzą się to już nigdy więcej, doceniałam każdą sekundę tego dnia…
Rejs katamaranem był strzałem w dziesiątkę, wycieczka podobała się nam wszystkim, to znaczy dzieciakom od lat 2 do 60-ciu.
Więcej o rejsach oglądania delfinów lub pływania z delfinami na Maderze, cenach i rodzajach wycieczek przeczytacie [tutaj]
Chętnie spędziłabym z moimi ukochanymi każdy wolny dzień, jednak przez próbę uczesań w centrum Funchal, jednego dnia musiałam puścić ich w świat samych… Zarezerwowaliśmy więc jedną z prywatnych wycieczek minivanem po wyspie. Jest to świetna opcja dla dużych grup i rodzin – wycieczka jest spersonalizowana tylko dla nas, a przy dużej grupie cena za osobę jest bardzo korzystna.
Tu nasze dwie gwiazdeczki zafascynowane szklanym tarasem nad najwyższym klifem Europy – Cabo Girao – 580m. :
Wieczorami, spotykaliśmy się natomiast różnymi grupami, z rodziną i znajomymi, przy przepysznych obiadach w restauracjach oraz… mocnej Ponchy pitej w lokalnych barach i przy stolikach uroczych uliczek starego miasta do późnych godzin nocnych. Kolejne cenne i niezapomniane momenty…
ZOBACZ: PONCHA I INNE LOKALNE DRINKI MADERY
W piątek wieczorem (podczas gdy żeńska część grupy kompletowała stroje i zwalczała przedślubny stres) męska część gościnnej brygady urządziła Panu Młodemu wieczór kawalerski – Pub Crawl – czyli po prostu kawalerską rundkę po najfajniejszych barach Starego Miasta. Zanim jednak przyszły mąż uciekł mi na ową imprezę, mieliśmy moment, żeby skorzystać z dobrodziejstw naszego ślubnego hotelu, a zwłaszcza spa i basenów typu „infinity pools”.
ZOBACZ: NAJLEPSZE BASENY HOTELOWE NA MADERZE
Dziwnie pływało się w basenie wiedząc, że dzień później, na tej samej platformie między basenami, wypowiadać będziemy sobie sakramentalne TAK!
O tym przeczytacie w części czwartej naszej ślubnej historii…